System Dozoru Elektronicznego od kulis

Katarzyna: Zacznijmy od podstaw. Dla wielu odbiorców „SDE” to skrót znany z nagłówków, ale nie z praktyki. Jak Ty definiujesz dozór elektroniczny?
Miłosz: To zależy od kraju. W Polsce SDE to nazwa własna rozwiązania prawno-technologicznego: obrączki, miejsca pobytu i urządzenia stacjonarne, harmonogramy i system IT dla służb. Globalnie „electronic monitoring” obejmuje szersze spektrum programów: od aresztu domowego, przez zakazy zbliżania, po nadzór w postępowaniach imigracyjnych. Systemy prawne w różnych krajach rozumieją to nieco inaczej — i my do tej różnorodności dopasowujemy technologię oraz procesy.
K: Jakie różnice najbardziej Cię zaskakują?
M: Kraje nordyckie przewidują okresy niemonitorowane — urządzenie na skazanym ma „milczeć”, gdy człowiek jest formalnie „wolny”. W Szwecji młodzież w dozorze jest monitorowana tylko w dni powszednie; w weekendy system nie zbiera danych. Dziś oznacza to demontaż sprzętu na weekendy. Zaproponowaliśmy więc tryb „uśpienia” — urządzenie z założenia nie raportuje nic w określonych porach i „budzi się” w poniedziałek o północy. To przykład, jak prawo i etyka prywatności przekładają się na konkretne wymaganie techniczne.
K: A Wielka Brytania?
M: Brytyjczycy są rekordzistami pod względem liczby programów — kilkanaście, o zróżnicowanych celach i politykach. Niedawno tamtejsza administracja standaryzowała technologie, które wcześniej dostarczało kilka firm równolegle do różnych programów. Ciekawą funkcją jest zdalna weryfikacja biometryczna bez obrączki — losowe potwierdzenia tożsamości przy urządzeniu mobilnym. To etap „prawie wolności”: minimalna uciążliwość, maksimum odpowiedzialności po stronie objętego nadzorem.
K: W różnych krajach za SDE odpowiadają odmienne instytucje. Jak to wygląda przekrojowo?
M: Najczęściej spotykamy cztery modele: policja (areszt domowy, nadzór przed wyrokiem), ministerstwa sprawiedliwości / służby więzienne (kara samoistna — jak w Polsce, gdzie działa BDE w strukturach SW), służby probacyjne (resocjalizacja i reintegracja), oraz instytucje ochrony przed przemocą (Hiszpania: Ministerstwo Równości przy programach antyprzemocowych). W jednych państwach jeden podmiot obsługuje wszystkie zastosowania; w innych — każda kategoria ma własnego „właściciela”.
K: Jak zdobywa się takie projekty w skali globalnej?
M: Budujemy sieć partnerów — firmy „zaufane” przez resorty państwowe i wymiar sprawiedliwości. Szukamy podmiotów z kompetencjami branżowymi i relacjami instytucjonalnymi. Jednocześnie przetargi to maraton: raz startujemy w krajach nordyckich, kiedy indziej w Europie Środkowej czy Ameryce Łacińskiej. Zdarza się też zakup z wolnej ręki — wtedy dialog dotyczy głównie odpowiedzialności, SLA i bezpieczeństwa, a mniej czysto formalnych kryteriów. Przykładowo w ostatnim okresie wakacyjnym kumulacja postępowań była wyzwaniem dla zespołu — oferty i testy trwają, gdy sporo ludzi ma urlopy.
K: A gdzie zespół już wdrażał?
M: System działa w Polsce, Armenii, Czechach i Meksyku (w tym ostatnim — pilotaż). Równolegle utrzymujemy aktywność handlową w wielu regionach – w około 50 krajach. Nie ma sensu wymienić tych wszystkich krajów i etapy, ale rozpiętość geograficzna jest duża — od Skandynawii i Bałtyku, przez Amerykę Południową, Azję, po Afrykę.
K: Na czym polega różnica między Europą a rynkami arabskimi i częścią Globalnego Południa?
M: W Europie mechanizmy zakupowe są jawne i silnie sformalizowane. W części krajów południa proces bywa mniej linearny — ważna jest decyzja ośrodków władzy, a przetargi bywają elementem rozpoznania. W praktyce wymaga to cierpliwości, dyplomacji i partnerów rozumiejących lokalny kontekst. Zdarza się, że formalnej decyzji nie poprzedza klasyczna ścieżka oceny technicznej znana z UE. Jednocześnie część krajów regionu szuka alternatyw dla technologii izraelskich z przyczyn politycznych — i to naturalnie kieruje ich uwagę ku dostawcom europejskim.
K: Jakie motywacje stoją za wdrożeniami w Afryce?
M: Często jest to humanistyka w praktyce: organizacje praw człowieka oraz resorty chcą ograniczyć długotrwałą izolację osób, które nie stanowią już zagrożenia, a ich przetrzymywanie jest kosztowne. SDE pozwala realnie obniżyć koszty i jednocześnie lepiej chronić prawa jednostki. Współpracujemy w tym duchu z partnerami i administracjami kilku państw.
K: A Ameryka Łacińska?
M: Dwa przykłady. Kolumbia: wcześniej osoby zobowiązane do „podpisywania się” co tydzień koczowały przy komisariatach, bo powroty do odległych miejscowości w dżungli zajmowały kilka dni. SDE rozwiązał patologię rodzącą się na styku biedy i logistyki. Meksyk: w stanie Hidalgo trwa pilotaż (50 urządzeń) z potencjałem rozszerzenia — logika jest prosta: w dozorze skazany jest bezpieczniejszy i tańszy dla państwa niż w więzieniu, co przy lokalnych realiach ma ogromne znaczenie. Część operacji koordynuje się z centrum wywiadu; barierą bywa kultura „mañana”, ale determinacja i wsparcie inżynierskie z naszej strony popycha projekty naprzód.
K: W Polsce to prawo dość precyzyjnie określa urządzenia i funkcje. Co to oznacza operacyjnie?
M: Ustawy i rozporządzenia literalnie wskazują typy urządzeń dopuszczone do montażu. Pracujemy z resortem nad rozszerzeniem katalogu o monitorowanie alkoholu — bo to realna potrzeba populacji SDE. Integrujemy dwa podejścia: klasyczny alkomat oddechowy oraz transdermalny pomiar alkoholu w pocie (automatyczny, co ~30 minut). To dawałoby służbom obiektywne narzędzie, zamiast epizodycznych kontroli. W Polsce jednak najpierw musi powstać podstawa prawna; w niektórych krajach UE administracje przyjmują szerszą interpretację wyroków sądowych i włączają takie funkcje szybciej.
K: Dlaczego wolontarystyczny model — taki jak w Polsce — jest stabilniejszy?
M: Bo uczestnik chce w nim być. Jeśli alternatywą jest więzienie, motywacja do przestrzegania reguł rośnie. W modelach przymusowych (np. część programów brytyjskich) awarie i sabotaże zdarzają się częściej — potwierdza to praktyka serwisów, które widzą, w jakim stanie wracają urządzenia. W Polsce incydenty są rzadkie. To efekt konstrukcji programu, a nie „twardszych” urządzeń.
K: Najciekawszy casus, który pokazuje, jak prawo styka się z technologią?
M: Armenia. Sędzia orzekł zakaz zbliżania się do klubów nocnych. Służba probacyjna musiała zdefiniować geograficznie wszystkie „kluby” w Erywaniu… po czym okazało się, że zgodnie z przyjętą definicją formalnie nie ma tak sklasyfikowanych podmiotów. Problem „rozwiązał się” sam. To pokazuje, że systemy wymagają nie tylko technologii, ale też precyzji legislacyjnej.
K: Armenia jest często przez Was wskazywana jako przykład szybkiej adopcji.
M: Wystartowali po wizycie studyjnej w Polsce. Z pułapu ~200 urządzeń w rok urośli do ~500, potem ~1000, dziś mają możliwość wykorzystywania ponad 2,5 tys. i planują dalszą rozbudowę. Po fazie „humanistycznego oddechu” pojawiły się jednak pytania: czy w przypadku osób oczekujących na wyrok SDE nie bywa bardziej dolegliwy niż dawne „podpisy” na komisariacie? Formalnie decyzję podejmuje sąd, więc wszystko jest zgodne z prawem; rzecz w tym, by zachować proporcje między skutecznością a dolegliwością.
K: Wróćmy do Polski. Co, poza redukcją kolejki, dał SDE?
M: Oszczędności i racjonalizację polityki karnej. Trzymanie człowieka w więzieniu jest radykalnie droższe niż w dozorze; do tego w SDE skazany może pracować, więc nie tylko nie generuje kosztów utrzymania, ale tworzy wartość w gospodarce. Dla państw uboższych to bywa wręcz jedyny sposób, by uniknąć drenażu budżetu przez przeludnione zakłady karne i kary za przepełnienie. W Polsce ścieżki wejścia do SDE były stopniowo upraszczane (komisje penitencjarne, poszerzanie katalogu kar i czasu ich odbywania w SDE), co utrzymało stabilną „populację” systemu. Prace nad kolejnymi zastosowaniami dozoru trwają także obecnie, w niedalekiej przyszłości spodziewamy się kolejnych kategorii skazanych.
K: Czy „nowe” znaczy dziś bardziej GPS i aplikacje niż radio w domu?
M: W Polsce nie. Rdzeń to nadal dozór stacjonarny (radio + punkt domowy). GPS jest węższą, ale kluczową gałęzią — m.in. dla osób z zakazami zbliżania czy w programach najwyższego ryzyka. Ta proporcja wynika wprost z prawa oraz profilu spraw. Światowo wachlarz jest szerszy, ale my pilnujemy, by wdrażać technologie adekwatne do przepisów i celu.
K: Rynek wydaje się niewielki, ale złożony. Jak go opisać bez „uśredniania”?
M: Globalnie aktywnych producentów jest kilku. Część firm działa wyłącznie w USA; są też dostawcy azjatyccy obecni w rynkach wschodzących. Zdarza się, że lokalni integratorzy łączą sprzęt pochodzący z Dalekiego Wschodu z własnymi platformami IT. To bywa atrakcyjne cenowo, ale różnice jakościowe — niezawodność, cykl życia, bezpieczeństwo łańcucha dostaw i dojrzałość oprogramowania — wciąż przemawiają za rozwiązaniami, które przechodzą najbardziej wymagające audyty w Europie i Ameryce Północnej. Naszą przewagą jest m.in. system IT — dojrzały, szeroko konfigurowalny i dobrze skalowalny. Mówiąc dyplomatycznie: na niektórych rynkach cena decyduje bardziej niż parametry; gdzie zaś liczą się wyniki i ciągłość działania, wygrywa jakość.
K: Wspominałeś, że „taniość” potrafi mścić się w eksploatacji.
M: Każda administracja robi własny rachunek kosztów. Z naszych testów rynkowych wynika, że część najtańszych urządzeń konkurencji działa krócej i wymaga częstszej wymiany/serwisu. To oznacza większy „hałas operacyjny” i koszty ukryte (obsługa, logistyka, downtime). Długofalowo lepiej wypada sprzęt z wyższą żywotnością i zintegrowany z dojrzałą platformą IT.
K: Zespół pracuje na styku prawa, technologii i emocji społecznych. Co jest tu najważniejsze?
M: Empatia i odpowiedzialność. Mówimy o ludziach, którym można „złamać życie” błędną decyzją czy przestojem systemu. Dlatego jesteśmy konserwatywni w zmianach, dokładnie testujemy funkcje, zanim trafią „na produkcję”, a obsługę budujemy wokół przejrzystych SLA. Równolegle pokazujemy partnerom i służbom, że SDE to narzędzie wdzięczne społecznie: pozwala karze spełnić funkcję bez zrywania więzi rodzinnych i zawodowych. Staramy się, by ten aspekt był widoczny — bo za „obrączką” kryje się sensowna polityka karna, nie gadżet.
K: Co w praktyce oznacza „sprawne wdrożenie”?
M: Dwie rzeczy. Po pierwsze, lokalizacja i konfiguracja zgodnie z prawem (strefy, harmonogramy, wyjątki). Po drugie, operacyjna higiena: logistyka urządzeń, serwis, szkolenia, helpdesk. W Meksyku wysłaliśmy inżynierów, by „odblokować” pracę partnera — w 48 godzin zrobili więcej niż wcześniej w kilka miesięcy. To nie jest „tylko oprogramowanie”; to system usługowy wymagający uważności od pierwszego dnia.
K: Jaki jest technologiczny horyzont na 2–3 lata?
M: Wyróżniłbym trzy wektory:
- Prywatność by design (tryby niemoniotorowane, precyzyjne polityki retencji danych).
- Zdalna weryfikacja tożsamości tam, gdzie prawo i etyka na to pozwalają — jako „ostatni etap” przed pełną wolnością.
- Monitoring trzeźwości — najlepiej w trybie automatycznym, który zamyka „okno” nadużyć i odciąża służby. Każdy z tych kierunków musi jednak wynikać z prawa. Technologia jest gotowa; pytanie o legislację i odpowiedzialność.
K: Wspomniałeś, że bywa to też narzędzie polityki społecznej.
M: Owszem. Tam, gdzie SDE umożliwia odchodzenie od masowej izolacji przy zachowaniu kontroli, jest szansą na deeskalację i oszczędności. W niektórych państwach Afryki dialog prowadzą wspólnie administracja i organizacje społeczne — cel jest pragmatyczny: mniej osób za murami, więcej w kontrolowanych warunkach w domach. To działa, gdy państwo jest konsekwentne, a system — rzetelnie obsługiwany.
K: Ocieplamy obraz działu, ale w merytoryczny sposób. Co naprawdę warto podkreślać?
M: Skuteczność bez stygmatyzacji. SDE nie udaje „lepszego więzienia” — zastępuje izolację w przypadkach, w których izolacja nie jest konieczna, a kontrola i zobowiązania wystarczają. Kosztowo to bezdyskusyjny plus dla państwa. Społecznie — utrzymanie więzi i pracy. Etycznie — kara proporcjonalna do czynu. Nasz zespół ma tu prosty kompas: robić technologię, która nie przeszkadza żyć tym, którzy chcą naprawić błąd i nie zawodzi służb gdy trzeba zareagować.
K: Gdybyś miał zostawić decydentów z jedną myślą?
M: Z trzema. Umiarkowanie — SDE ma być proporcjonalne. Rzetelność — to system usługowy, nie tylko urządzenia. Szacunek do prawa — bez dobrej legislacji najlepszy sprzęt jest bezużyteczny. A po ludzku: pozwólmy ludziom odbyć karę, nie łamiąc ich życia — i tego właśnie pilnujemy.
Zabawne (ale prawdziwe) anegdoty z SDE
Zakaz klubów… których nie ma (Armenia).
Sędzia orzekł zakaz zbliżania się do „klubów nocnych”. Probacja zdefiniowała strefy wokół wszystkich takich miejsc w Erywaniu, po czym okazało się, że według przyjętej definicji liczba klubów… wynosi zero. Dozór spełniony „automatycznie”.
Weekend bez danych, czyli skandynawska asceza.
W Szwecji młodzież w EM bywa monitorowana tylko w dni powszednie. Obecnie sprzęt zdejmuje się na weekendy, więc zespół zaproponował tryb „uśpienia” — urządzenie nic nie wysyła do poniedziałku 00:00. Mniej śrubokrętów, więcej elegancji.
Brytyjska gablotka „kreatywnej destrukcji”.
W programach przymusowych na Wyspach część osób traktuje urządzenia jak łamigłówkę techniczną. W siedzibie producenta wisiała tablica z „najciekawiej zniszczonymi” egzemplarzami, niczym trofea. W Polsce to margines — pomaga fakt, że SDE jest z wyboru.
Meksykańska „mañana” kontra polscy inżynierowie.
W stanie Hidalgo pilotaż ruszył z 50 urządzeniami i ambicją dojścia do tysięcy. Gdy prace lokalnie grzęzły, wysłana ekipa w 48 godzin zrobiła więcej niż partner przez kilka miesięcy. Do tego komenda: centrum C5E lepiej trzymać poza Mexico City — z przyczyn bezpieczeństwa.
„To ma się łatwo przeciąć” — i właśnie na tym polega problem.
W grupie nadzorowanej po odbyciu kary (tzw. „ustawa o bestiach”) zdarzają się rekordziści „zużyć” — jeden delikwent „potrzebował” sześciu obrączek w rok. Paradoks? Normy UE wymagają szybkiego zdjęcia opaski w razie wypadku, więc jest ona… łatwiej usuwalna.
Brytyjskie „prawie wolny człowiek”.
Ostatni etap na Wyspach: brak obrączki, tylko urządzenie mobilne z losowymi wezwaniami do potwierdzenia tożsamości. Dla sąsiadów — niewidzialne; dla systemu — całkiem sprytne. (I tak, to też część EM).
Armeńska turbo-adopcja.
Po wizycie studyjnej w Polsce: z ~200 do ~500, potem ~1 000, dziś ponad 2 500 urządzeń — a dyskusja o „dolegliwości” aresztu domowego wobec oczekujących na wyrok rozkręciła się… dopiero, gdy system zaczął działać aż za dobrze.
.